poniedziałek, 20 czerwca 2016

Dwóch panów z branży

Zdjęcie własne
Dwóch panów z branży

Autor: Katarzyna Czajka
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok: 2016

Rzadko dzielę się opiniami na temat przeczytanych książek, bo i rzadko jestem na bieżąco z
nowościami wydawniczymi. Ot, przeczytam coś, zachwycę się, po czym okazuje się, że dana książka wyszła jakieś trzy lata temu i autor w sumie już zapomniał, że coś wydał. Bywa.
Bywa też jednak tak, że czasem zdarzy mi się przeczytać książkę tuż po premierze. Szczególnie tyczy się to książek, na które specjalnie czekam. Tak było w przypadku "Dwóch panów z branży" autorstwa Katarzyny Czajki, znanej również (albo nawet szerzej) jako Zwierz Popkulturalny.

Na "książkę Zwierza" czekałam tak naprawdę od chwili, w której dowiedziałam się, że Zwierz takową wydaje oraz - co ważniejsze - że będzie to powieść. Nie pozycja lifestyle'owa, nie poradnik, nie propozycja, która reklamowałaby się zdolnością drastycznej zmiany życia czytającego. Ot, normalna powieść, ze scenariuszem i całą resztą. Oraz, co już zostało nie raz podkreślone (nawet przez samą autorkę), z dobrze postawionymi przecinkami. Krótko mówiąc, Zwierz mnie kupił jeszcze zanim książka trafiła na księgarniane półki. Powieść otrzymała zatem ode mnie duży kredyt zaufania.

sobota, 16 kwietnia 2016

Ghost in the Shell i klika słów o wybielaniu

Z nieukrywanym niezadowoleniem przyjęłam do wiadomości fakt, iż na potrzeby aktorskiej adaptacji  mangi Ghost in the Shell w roli Major Motoko Kusanagi została obsadzona Scarlett Johansson. Wczoraj zaś w internecie pojawiło się pierwsze zdjęcie prezentujące aktorkę w tejże roli. Część internautów zachwycała się zdjęciem, a komentarze zaczęły ociekać ironią i przewidywaniami, że zaraz do akcji wkroczą "mangozjeby" i zaczną się zapluwać o niezgodność z mangą. Na większą drakę nie miałam ochoty czekać, ale jestem przekonana, że niejedna od wczoraj wybuchła. Bo problem, który w momencie zatrudnienia do tego filmu Scarlett się urodził, to nie kwestia widzimisię "mangozjebów", tylko zdecydowanie grubsza sprawa związana z wciąż istniejącą tendencją Hollywood do obsadzania białych aktorów w rolach nieprzeznaczonych dla białych ludzi.

niedziela, 6 grudnia 2015

W poszukiwaniu tożsamości, czyli 9 sezon Doctor Who

Prawdziwy bohater nie ogląda się na eksplozję (źródło).
Doctor Who to serial, który z radością śledzę od kilku ładnych lat. Odkrycie go uważam ze jedną z najlepszych rzeczy, jaka mi się przytrafiła. W DW jest wszystko to, co zawsze lubiłam w serialach: przygoda, humor, dramat, akcja i kiczowate efekty specjalne (zaznaczę od razu, że jest ogromna różnica między fajnym kiczem a słabym CGI). Co prawda ostatnio kicz zaczął coraz wyraźniej ustępować miejsca oprawie typowo amerykańskiej (te pościgi, te wybuchy!), ale nie brałam tego za zły omen. Póki był Doktor, wszystko było w porządku. No właśnie: póki był Doktor. W poprzednim sezonie mieliśmy bowiem okazję poznać nowe, dwunaste już wcielenie Doktora. Rolę Władcy Czasu dostał Peter Capaldi, długoletni fan serialu i wspaniały aktor. Efekt? Dziwny Dwunasty Doktor, który przez cały sezon 8 wydawał się nie wiedzieć, kim właściwie jest. Dla porównania: Dziesiąty i Jedenasty potrzebowali jednej przygody, by "otrząsnąć się" po regeneracji. Dwunasty ewidentnie nie mógł się jednak otrząsnąć przez nawet nie jeden sezon, a całe dwa.

Przyznam, że po obejrzeniu świątecznego Last Christmas, nie czekałam na nowy sezon z taką niecierpliwością jak zazwyczaj. Po 12 odcinkach sezonu 8 Doktorowi wciąż czegoś brakowało. Podobnie rzecz się miała z Clarą Oswald, towarzyszką Doktora. Coś zniknęło, jakiś zestaw cech charakteru przepadł w odmętach strumienia czasu i Clara przestała być tą Clarą, którą poznałam w odcinkach z Jedenastym Doktorem. Seria 9 przyniosła kolejne 12 odcinków, i... no właśnie.
W dalszej części wpisu postaram się wyjaśnić, co mi się w najnowszej serii nie podobało, a co (ha!) uważam za całkiem udane. Z góry uprzedzam, że opinia pełna jest marudzenia i spoilerów.

sobota, 7 listopada 2015

Krótką serią po tematach bulwersogennych: fandomowe zatracenie

Kiedy kilka miesięcy temu pisałam posta o kreskówce Steven Universe, i o moich pozytywnych wrażeniach z nią związanych, nie miałam pojęcia, że przyjdzie taki dzień, w którym cała fanowska otoczka, powstała wokół kreskówki, ugnie się pod ciężarem własnej ideologii. Ponieważ nie zagłębiałam się nigdy w fandom, o całej aferze poinformowała mnie moja tablica na tumblr; o szczegóły wystarczyło się dopytać, czy to innych użytkowników, czy też wujka Google. A czego dotyczyła owa afera? No cóż... mogłabym powiedzieć, że fanartu, bo od tego się zaczęło. A efektem stało się zaszczucie autorki owego fanarta do tego stopnia, że dziewczyna podjęła się próby samobójczej.

poniedziałek, 28 września 2015

Saint Seiya: Soul of Gold

Studio: Toei Animation.
Rok: 2015.
Odcinków: 13.

Plakat promujący serię (źródło: Wikipedia).
Impreza była ostra. Aiolii, Złotemu Rycerzowi Lwa, urwał się film w Hadesie, pod Ścianą Płaczu.
Nasz bohater budzi się w zaspie śnieżnej, z gigantycznym kacem, nie mając pojęcia, gdzie jest ani który mamy rok. Zamiast na afterparty w głębokich zaświatach trafił na następną imprezę, którą w (jak się okazuje) Asgardzie rozkręca konkurencja. Co więcej, wraz z nim do Asgardu trafiło pozostałych jedenastu Złotych Rycerzy. Tradycyjnie już ceną imprezy jest ewentualny koniec świata.
Soul of Gold to trzynastoodcinkowa produkcja spod znaku Saint Seiya, poświęcona dwunastce Złotych Rycerzy - grupie, która w akcie ostatecznego poświecenia poległa pod Ścianą Płaczu w Podziemiach rządzonych przez Hadesa (co można zobaczyć jednej z serii OVA, Saint Seiya: Hades Chapter Inferno). Próba wyjaśnienia, co stało się ze Złotymi Rycerzami po śmierci już była, jednak efekty były tak powalające, że sam autor Sait Seiya wywalił ją z kanonu (mówię tu o niesławnym filmie Saint Seiya: Heaven's Chapter Overture).
Sam pomysł na serię spotkał się z pozytywnym przyjęciem ze strony fanów. Wreszcie coś nowego, w dodatku o starych i uwielbianych bohaterach, nie mówiąc już o perspektywie ładnego zakończenia (lub rozwinięcia) ich historii. Pozostawał jednak strach - w końcu za produkcję Soul of Gold odpowiadać miało studio Toei Animation. To samo, które popełniło Sailor Moon Crystal. Co więcej, Soul of Gold miało być dystrybuowane w takiej samej formie, jak najnowsza adaptacja Sailor Moon - jako emitowane co dwa tygodnie ONA (Original Net Animation), zupełnie darmowe i dostępne w 220 krajach świata, za pośrednictwem wybranych stron internetowych (Youtube, DAISUKI, Toei Animation On Demand).